Jeden z najmniejszych krajow Ameryki Poludniowej lezy w ujsciu rzeki Uruguay. Jest tu plasko i bezpiecznie, cieplo i czysto. Łódka stoi już w wodzie. Po 2 latach mozemy wejsc na poklad. Najpierw były obowiazki zawodowe, potem Covid. Nie było latwo się tu dostac. Dwa miesiace staran aby otrzymac wymagane zgody, potem testy na Covid, ubezpieczenie, ksiazeczki zeglarskie i kwarantanna.
Pomalowalismy dno, zaplacilismy specjalny podatek za przedluzenie postoju, kupilismy nowy silnik do pontonu, wymienilismy 3 lozyska w kolumnie steru, zrobilismy pelen serwis silnika i agregatu, wymienilismy 6mb rur w toaletach, nawet mamy już zagle i nagle spadla na nas wiadomosc.
I nie chodzi o Covid, mimo ze od wczoraj Urugwaj nie wydaje zadnych pozwolen na wjazd.
Straszy nas slowo – Inspekcja. Nie oodprawimy się bez wizyty dwu inspektorow z Montevideo. Panowie w mundurach Armada Nacional del Uruguay beda sprawdzac wyposazenie jachtu, stan silnika, kadluba, takielunku i żagli. Lista liczy prawie 30 pozycji.
Najblizszy termin to 30 grudnia, więc czekamy i uzupelniamy braki. Tratwa do serwisu, kamizelki, lampki, kola, pirotechnika, EPIRB, AIS radar i radio. Niby wszystko potrzebne, ale po co nam dzwon? Bedziemy we mgle na Atlantyku ringabulina szarpac?
A mgly mogą się zdarzyc – najpierw na Tristan da Cuhna, potem Sw. Helena i Acension. Stamtad już z gorki – Gambia, CVI i Kanary. Okolo 6 tys mil w ryczacych czterdziestkach, passatach, konskich szerokosciach i strefie podzwrotnikowej. 3 osoby, tona wody, tona paliwa, parę puszek i worek ryzu. Tylko jeszcze ta Inspekcja.
- 20201211 225614
- 20201217 174644
- 20201222 232508
- 20201214 142056
- 20201214 215312